Obserwuj nas w Wiadomościach Google. W Polsce znajdują się trzy legendarne skarby. Zostały ukryte tak skutecznie, że do dziś nikt nie wie, gdzie się znajdują. Wszystkie są intensywnie
Tłumaczenia w kontekście hasła "skarby ukryte" z polskiego na angielski od Reverso Context: Jednak byłoby błędem było underrate wielkie skarby ukryte teologiczne w jego pismach.
Tłumaczenia w kontekście hasła "ukryte skarby" z polskiego na niemiecki od Reverso Context: Znalazłeś jaskinię, w której mogą być ukryte skarby.
Książka Ukryte Skarby autorstwa Wróbel Bogusław, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Ukryte Skarby. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
Gdzie są ukryte skarby rodu von Somnitz? Carl-Heinrich von Somnitz (1934-2008) – ostatni właściciel majątku w Charbrowie oraz posiadacz dziedzicznego tytułu podkomorzego pomorskiego, na krótko przed wkroczeniem wojsk rosyjskich do Charbrowa miał niespełna 11 lat. Jego ojciec Ulrich Gottfried Lorenz von Somnitz (1908-1943) sam został
Wielkopolską Rydzynę założył w XV wieku Jan z Czerniny. Późniejsza historia miasta i zamku związana jest z rodami Sułkowskich i Leszczyńskich. Z tego ostatni
qGRyC4f. Warto przedzierać się przez las, widoki są niezapomniane Indiana Jones szukał zaginionej arki, Pan Samochodzik wziął na celownik skarb templariuszy. Ich przygody śledziliście z zapartym tchem marząc, by też przeżyć podobną? Skarby czekają na odkrycie, a my wiemy gdzie są. Macie ochotę je odszukać? Przyroda i zabytki zachwycą WasOkolice Grzmięcy - do niektórych skrzynek dojście nie jest łatweOkolice Grzmięcy - do niektórych skrzynek dojście nie jest łatweJubileusz poszukiwaczyW maju minęło pięć lat od uruchomienia strony z namiarami na skarby. W tym czasie zarejestrowanych zostało blisko 14 tys. skrzynek, w tym ok. 10 tys. jest aktywnych. W Polsce zarejestrowanych jest ok. 10 tys. się wysokie buty, saperka, gps, środek na komary i trochę wolnego czasu. Naszym celem są skrzynki (kesze), w których możemy znaleźć m. in. krety. Bez obaw, nie te znienawidzone przez amatorów pięknych, przydomowych ogródków. Nasze krety a właściwie geo-krety to jedne z licznych skarbów zgromadzonych w skrzynkach. Podstawową zawartością każdej skrzynki jest logbook książeczka przypisana każdej ze skrzynek. By nasza wyprawa mogła się rozpocząć zacznijmy jednak od początku. Od rejestracji na stronie Właśnie tam znajdziemy namiary na skrzynki, które zlokalizowane są w różnych zakątkach świata, Polski, województwa kujawsko-pomorskiego. Każdy użytkownik może wybrać sobie dowolne cele. Po niektóre skarby nie będziecie musieli daleko jechać. Kesze są ukryte niemalże w każdym mieście, wsi na terenie Polski. Z pewnością obok wielu z nich mogliście przechodzić, przejeżdżać nie mając pojęcia, że w ziemi, dziupli ukryte są "skarby". Można je znaleźć chociażby w parku Chopina, w okolicy ruin zamku, wieży bocianiej w Brodnicy, tuż przy Cytadeli i forcie Tarpno Grudziądzu. W Toruniu skrzynki są przy teatrze Horzycy, UMK, przy ul. Legionów albo Bema, a w Bydgoszczy szukać ich trzeba chociażby przy Katedrze św. Marcina i Mikołaja, w Myślęcinku, sanktuarium na piaskach. A w Golubiu-Dobrzyniu oczywiście tuż przy zamku. Tych, którzy nastawiają się na cenne przedmioty musimy rozczarować. Celem zabawy nie jest łatwy sposób na zarobek, a chęć zwiedzenia interesujących rejestracji na stronie wybieramy sobie cel - szukamy na mapie interesującą nas miejscowość i namiary na ukryte skrzynki. Przy większości opisów znajdziemy zdjęcia interesujących nas miejsc (często ułatwia to poszukiwania). Geo-krety do kolekcjiWarto przedzierać się przez las, widoki są niezapomnianeWarto przedzierać się przez las, widoki są niezapomnianeNa wycieczkę wybrałam się z trójką znajomych: Justyną, Markiem i Krzyśkiem. Z geocachingiem mieli styczność już W ciągu jednego popołudnia można znaleźć nawet kilka skarbów - mówi Krzysiek, jeden z poszukiwaczy. Wybraliśmy się w okolice Grzmięcy - nad jezioro Kochanka, do Kruszynek, Nielbarka. Wędrowaliśmy lasami. Uzbrojeni w nawigację. Miejscami trzeba było przedzierać się przez wysokie chaszcze, pokrzywy po No i te komary brzęczące nad uchem i nerwowe ich odganianie. Było sporo śmiechu i zabawy - dodaje Justyna. Nie zniechęciło nas to do poszukiwań. Gdy już byliśmy kilka metrów od celu zerknęliśmy na wydrukowane wcześniej z internetu zdjęcia z naszym celem. Zamiast rzucić się, by jak najszybciej ją znaleźć stanęliśmy jak wryci. Widok jaki rozpościerał się przed nami zapierał dech w piersiach. Byliśmy w miejscu nad jeziorem, tak spokojnym, cichym i pięknym, że aż trudno uwierzyć, że coś takiego istnieje. Gdy już napatrzyliśmy oczy wróciliśmy do poszukiwań. W końcu skarb był pod naszym nosem. Pierwszą skrzynkę znaleźliśmy tuż pod pniem drzewa. Była obłożona mchem. Pakunek był zakryty w dwa worki na śmieci. A w środku... :) zabawki z kinder-niespodzianek, długopis, i dwa geo-krety! To po nie najchętniej sięgają poszukiwacze. A nie są one dostępne we wszystkich warto je zabierać? - Każdy geo-kret ma przy sobie certyfikat - kartkę z danymi osoby, która go przekazała, specjalnym numerem identyfikacyjnym - dzięki niemu dowiemy się jaką drogę pokonał kret, w jakich miastach był - tłumaczy Marek. Nasz geo-kret znaleziony nad jeziorem przebył do tej pory 1211 kilometrów! Z Katowic powędrował w okolice Gorlic, później Woli Cieklińskiej, dalej do Gdyni, Spopotu, Olsztyna, później był w Ostrowie Mazowieckim, by trafić nad wspomniane wcześniej razie czeka na dalszą wędrówkę. - Gdy już znajdziemy skarb koniecznie wyjmijmy z niego "książeczkę", kartkę - na której są spisane dane wszystkich osób, które to miejsce odwiedziły i znalazły skarby. Wpisujemy datę i godzinę odwidzin, by inni wiedzieli kto i kiedy tu był. Ważne jest też zapisanie sobie tych informacji na oddzielnej kartce, by po powrocie do domu można było zamieścić te dane w internecie - mówi skrzynki można zabrać dowolny przedmiot - notując, co się zabrało i pozostawiając jakiś swój gadżet (monetę, zabawkę, kredkę, lakier do paznokci). Ważne, by był to niewielki drobiazg. Skrzynki są niewielkich rozmiarów. - Nie pakujmy do nich śmieci, papierków. Nie o to chodzi - przypomina. Po kolana w błociePo złożeniu wpisów i podmianie gadżetów paczuszkę trzeba starannie zapakować i odłożyć na miejsce. - I koniecznie zatrzeć ślady swojej obecności - śmieje się Marek. - Nie można ułatwiać innym odszukania skarbu. Wystarczy wziąć gałęzie i wycofując się spod skrzynki zatrzeć ślady wpisać dane kolejnej skrytki do nawigacji (uwierzcie, że ta którą dysponujecie w telefonie w zupełności wystarczy) i wędrować dalej. Do niektórych skrzynek nie jest wcale łatwo dotrzeć. - Wybraliśmy się do skrzynki "Tylko dla Dzika", okazało się, że jest ukryta w podmokłym terenie w środku lasu. Założyciel skrzynki ostrzegał, co prawda, że dostanie się do niej będzie utrudnione: Lepiej dobrze się przygotuj do poszukiwań. Buty na zmianę, skarpetki, dobra mapa. Metodą "na szybkiego" skarbu nie znajdziesz. Ukryłem go na mokradłach, w kryjówce utworzonej pomiędzy kilkoma złamanymi drzewkami. Udało mi się nie zmoczyć. GPS pomierzony wielokrotnie, ale było pochmurno więc możesz podesłać swój (to przykładaowy opis, jaki można znaleźć w interencie przy każdej ze skrzynek). Próbowaliśmy obejść teren, ale nogi grzęzły. Odpuściliśmy sobie, zakładając, że wrócimy w to miejsce za dzień, lub dwa zaopatrzeni w rybackie kalosze. O swoim niepowodzeniu napisaliśmy na forum na stronie. Dzień później znalazł się spryciarz, którzy wzbogacony o naszą wiedze wybrał się w to samo miejsce. Dotarł do celu i został nagrodzony śmieje się Krzysiek. Zdobył FTF-a (first to find certificate), czyli certyfikat dotarcia do skrzynki jako pierwszy. - Tak, ale pisał później, że miał nadzieję, że nie przyszło nam do głowy, by rano, przed nim wybrać się w to miejsce - śmieje się Marek. - Wiemy już, gdzie i w jakich warunkach ukryta jest skrzynka. Wrócimy do niej w innym terminie - Justyna nie ma wątpliwości. Zabawa wciągaKażdy, kto znajdzie dziesięć skrzynek i dokona wpisu w internecie i w lokbooku może sam zakładać skrzynki i rekomendować innym użytkownikom te, które sam W weekend wybieram się nad morze. Wydrukowałem kilka namiarów na skrzynki, które będziemy mijać jadąc do celu. Przy okazji zbierzemy parę skarbów, odwiedzimy kilka ciekawie zapowiadających się miejsc. Gdyby nie kesze pewnie nawet nie wiedzielibyśmy o nich. A tak - spędzimy czas dużo przyjemniej. Nie siedząc w domu przed to zabawa, do której można się przyłączyć w każdym momencie. I w dowolnej chiwli można zrezygnować, by wrócić po przerwie. Kto jednak raz zacznie nie będzie potrafił usiedzieć w miejscu:). Bierzecie udział w poszukiwaniach skarbów? Opiszcie swoje wędrówki. Czekamy na meile: [email protected] oraz wpisy na forum
Polska to kraj ukrytych skarbów. Magia ich tajemnicy przyciągnęła do poszukiwań blisko 100 tys. osób. Grzegorz Ślipiec, pseudonim „Śmigło”, czuje się chory, jeśli w weekend nie wyjedzie szukać skarbów. Na co dzień prywatny przedsiębiorca, cały wolny czas poświęca na eksplorację. Koledzy wołają na niego również Wujek Przypadek, bo ma szczęście, jakiego inni mogą mu tylko pozazdrościć. To właśnie Grzesiek nad Pilicą potknął się o fragment SDKF-a – ciężkiego pojazdu opancerzonego, którego wszyscy szukali. Trop wskazał jeden z okolicznych mieszkańców. – Tu pod koniec II wojny światowej Niemcy przeprawiali wozy pancerne i czołgi – powiedział. – Dwóch żołnierzy weszło na lód sprawdzić, czy się nie załamie. Ale ciężka maszyna i tak poszła na w mule prawie 60 lat. Szukali jej wszyscy, a Grzesiek wszedł w błoto i po prostu zahaczył o nią nogą. Wyciąganie pojazdu trwało dwa dni. – Najgorzej jest potem, jak mam spotkanie zarządu albo inne oficjałki. Krawat, garnitur, a ja ręce chowam, by nikt nie widział, że mam ziemię za paznokciami – opowiada. Na wyprawy zawsze zabiera kubek z elektrycznym mieszadełkiem, od którego wzięło się jego przezwisko. Zazwyczaj podróżuje z Markiem Królikowskim, właścicielem Baletowozu, czyli starego mercedesa. Wielkie auto ma w środku trzy legowiska i sporo miejsca na detektory, łopaty i rozmaite skarby. Po podłodze walają się więc kamienie, w których zapewne tkwi jakiś kryształ, stare bagnety, butelki po piwie. Baletowóz wjeżdża niemal wszędzie, a okna, które się nie domykają, to mało istotny drobiazg. Marek i „Śmigło” zgodnie przyznają, że do takiej zabawy trzeba mieć ułańską fantazję. – Kiedy byłem mały, babcia w Wigilię wysłała mnie po kartofle. Czyli jakby na poszukiwania – wspomina Marek. – Wróciłem na Wielkanoc, już z młodymi ziemniakami. Eksploracja to nie jest zajęcie dla skarbów działa jak narkotyk. Gdy raz się zacznie, nie ma szansy na odwyk. Pierwszy zgrzyt saperki o kawałek metalu, stara moneta umazana ziemią – od tego człowiek się po prostu uzależnia. Każda sztolnia, tunel, dziura w ziemi staje się wyzwaniem. To opinia wszystkich eksploratorów. Odkrywaniem skarbów zajmują się zarówno inteligentni pasjonaci o wiedzy, która zadziwia profesorów historii i archeologii, jak i cyniczni szubrawcy, którzy niszczą zabytki, okradają dla zysku stanowiska archeologiczne i rozkopują prywatny teren. Wszyscy jednak mają ten sam błysk w oczach, gdy namierzają wykrywaczem jakiś przedmiot ukryty pod warstwą w Polsce skarbów szuka prawie 100 tys. osób, ale nikt tak naprawdę nie wie, skąd wzięła się ta liczba. Statystyk się nie prowadzi, a skarbem może być wszystko – stara butelka po atramencie, kawałki porcelany z pałacowego śmietnika, działko wyciągnięte z rzeki, zardzewiała broń, słoiki z banknotami czy poniemieckie motory. Głównie takie rzeczy znajduje się w Polsce – twierdzi Rafał Kruk, twórca internetowego portalu dla poszukiwaczy i organizator corocznych „branżowych” ze zmianami ustrojowymi w Polsce pojawiła się większa swoboda w docieraniu do informacji i dokumentów, łatwiej też kupić wykrywacze metalu. – Wiele osób odkryło, że szukanie może być opłacalne. Giełdy staroci zapełniły się przedmiotami z „wykopków” – twierdzi dr Maciej Trzciński z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Ciężar eksploracyjnego ataku najmocniej odczuły tereny należące przed 1945 r. do III Rzeszy. Głównie Dolny Śląsk, który pod koniec II wojny światowej został uznany przez Niemców za bezpieczny na tyle, by wykorzystać go do ukrywania dzieł sztuki i dokumentów. W zamkach, pałacach i podziemiach Niemcy deponowali: prywatne kolekcje, zbiory muzealne, biblioteczne, wyposażenia kościołów. Bogusław Wróbel, dokumentalista i redaktor naczelny branżowego pisma Explorator, ustalił, że z samego Wrocławia wyjechało 207 transportów ze „skarbami”, co firma spedycyjna przeliczała na jednostkę długości, a nie wagi. W tym wypadku było to... 2 km wozu meblowego. Tylko prywatni kolekcjonerzy zgłosili ukrycie 552 obrazów, 90 rzeźb, 373 sztuk mebli, 11 tek grafik i kilku tysięcy sztuk rzemiosła artystycznego. Tymczasem Polacy odnaleźli zaledwie kilometr. Drugiego kilometra skarbów ciągle brakuje, a to działa na wyobraźnię każdego poszukiwacza. Magii ukrytego złota ulegli też politycy. W czerwcu 1981 r. generał Wojciech Barański, szef Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego Wojska Polskiego, i generał Czesław Kiszczak z Wojskowej Służby Wewnętrznej powołali grupę operacyjną do poszukiwań poniemieckich skarbów. Na pierwszy ogień poszły Karkonosze, w których hitlerowcy mieli ukrywać dzieła sztuki, a następnie gigantyczny kompleks pocysterski w Lubiążu pod Wrocławiem. Przy pomocy wojska szukano podziemnej fabryki i rzekomo zdeponowanych w niej dóbr. Zamiast na tony złota operator koparki trafił na niewielką skrzynkę zamkniętą na kłódkę. Wewnątrz były monety. Sprawę utajniono, a odkrywcę służby wojskowe zobowiązały do milczenia. Wyceny monet, których wartość wynosiła 61 393 tys. dolarów, dokonano na podstawie katalogów aukcyjnych. Wkrótce część skarbu oficerowie wywiadu sprzedali nielegalnie za granicę. W Polsce zostały 543 monety. Analiza skarbu wykazała, że został on ukryty około 1740 szukanie jest stare jak świat, za oficjalną datę odkrycia „polskiej wyspy skarbów” można uznać 24 maja 1988 r. Wtedy to w Środzie Śląskiej na Dolnym Śląsku pracownicy budowlani przez przypadek natrafili na gliniane skorupy, wśród których połyskiwały monety. Stojący obok ludzie rzucili się, by zbierać skarb. O odkryciu powiadomiono specjalistów z Wrocławia, ale ci przyjechali dopiero następnego dnia. Odpowiednie służby zwlekały z działaniem, tymczasem na wysypisku, gdzie wywożono gruz z budowy, ludzie zaczęli znajdować fragmenty złotej biżuterii. Zabytkowe monety ukradzione z wykopu w centrum Środy sprzedawano niemieckim turystom. Srebrny grosz praski pochodzący z wieków średnich można było kupić już za 5 czekolad Milka.– Kopano pod osłoną nocy, aby nikt nie zobaczył. Wszyscy próbowali trzymać sprawę w tajemnicy. Jednak mieszkańcy Środy doskonale wiedzieli, kto kopał i u kogo można kupić skarby – opowiada Tomasz Bonek, autor książki Przeklęty skarb, która opowiada o znalezisku ze był zbyt duży, by dało się utrzymać sprawę w tajemnicy. Ustalono, że klejnoty mogły należeć do Blanki de Valois, pierwszej żony Karola IV Luksemburskiego, króla czeskiego i niemieckiego. To ona prawdopodobnie przywiozła klejnoty z Sycylii, jako wiano. Policja odzyskała sporo fragmentów złota: osiem segmentów korony, zwieńczonych sześcioma orłami i spiętych sześcioma szpilami z kwiatonami, kolistą zaponę z kameą (jedną z największych na świecie). Wśród klejnotów znalazły się też dwie pary zapinek, w tym jedna zdobionych obustronnie, a także bransoleta, trzy ozdobne pierścienie i wąska taśma ze złotej blachy oraz 3 924 monety srebrne i 39 złotych. A reszta? Wypadało tylko czekać, kiedy pojawi się pozostała część wydawało się, że sprawa jest zamknięta, nieoczekiwanie wybuchła sensacja. W 1992 r. pojawił się człowiek, który miał jeszcze jednego, siódmego orzełka z korony średzkiej. Dostał go w zamian za 30 tys. dolarów, które pożyczył koledze. Bezcenne dzieło sztuki trzymał w komodzie i bał się ujawnić – legenda mówiła bowiem, że średzki skarb jest przeklęty. Badacze domyślali się, że gdzieś jeszcze muszą znajdować się fragmenty królewskich klejnotów. I rzeczywiście. Dwa lata temu olsztyńska policja zatrzymała mieszkańców Torunia, którzy mieli przy sobie pozawijane w chusteczki kosztowności łącznej wartości 6,5 mln złotych! Był wśród nich kolejny orzeł z pierścieniem w dziobie pochodzący z korony. Wkrótce okazało się, że już dwa lata wcześniej usiłowano sprzedać te elementy. – Dostałem wtedy ofertę zakupu dwóch fragmentów skarbu – orła z perłami i kwiatonu – wspomina współpracujący z muzeami kolekcjoner, który nie chce ujawniać swojego nazwiska. – Oferta wpłynęła od człowieka, którego znam z giełdy staroci. Nigdy nie pokazał mi tych przedmiotów, miałem w rękach tylko ich zdjęcia. Właściciel zażądał za precjoza 15 tys. euro.– Jestem przekonany, że część skarbu wciąż znajduje się w Środzie. Mogą go ukrywać mieszkańcy miasteczka, którzy znaleźli złoto w latach 80. – dodaje Tomasz Bonek. Mogą też leżeć pod nawierzchnią pewnej ulicy, której podbudowę wykonano z gruzu dowożonego z miejsca, gdzie skarb był poszukiwacze bez przerwy penetrują tajemnicze zakątki, skarby jak ten ze Środy Śląskiej, jakby na złość, pojawiają się zupełnie przez przypadek. W 1987 r. dwaj działkowicze z Głogowa znaleźli ponad 20 tys. całych monet i ich fragmentów, siedem srebrnych sztabek i jedną grudkę srebra. Wśród monet rozróżniono 31 typów, w większości polskich denarów pochodzących ze Śląska z XII i początków XIII w. Trzy lata później podczas rutynowych prac wrocławscy archeolodzy natrafili na 100 tys. srebrnych monet – królewskich denarów Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka. Stanowiły jedną wielką bryłą ukrytą w dzbanie. W XV w. za jego zawartość można było kupić 300 wołów albo 50 tys. bochenków chleba. Czeladnik musiałby pracować na takie pieniądze 160 lat!– Trzeba pamiętać, że tzw. skarby wiążą się na ogół z jakąś ludzką tragedią, pospiesznym ukrywaniem, może dlatego rządzą się swoimi prawami – tłumaczy Rafał Kruk. Większość poszukiwaczy liczy więc na szczęście. Jeżdżą po wioskach, rozpytują, słuchają opowieści. W jednej opowieści na tysiąc może się znaleźć informacja, która doprowadzi do skarbu. W ten sposób nurkowie z gdańskiego klubu „Rekin” odnaleźli myśliwca z czasów II wojny światowej. Messerschmitt Bf 109 leżał na dnie jeziora Trzebuń. Wydobyto go za pomocą dwustulitrowych beczek napompowanych ubiegłym roku ekipa zwołana przez Piotra Lewandowskiego, prawnika z Warszawy, wyciągnęła spod wiaduktu w Grzegorzewie koło Konina niekompletne działo szturmowe z czasów II wojny światowej. Była to pierw-sza tego rodzaju całkowicie oficjalna akcja. Kilkudziesięciu pasjonatów przy pomocy wojska walczyło z zatopionym w rzecznym mule Słowikowski, emerytowany górnik z Wałbrzycha, od kilkunastu lat szuka pociągu opancerzonego zaginionego w maju 1945 roku. Skład wyjechał ze Świebodzic, celem był Wałbrzych, ale wagony nigdy tam nie dotarły. Jakby rozpłynęły się we mgle. Tadeusz Słowikowski doszedł do wniosku, że pociąg musiał wjechać do podziemnego tunelu prowadzącego do pobliskiego zamku Książ. Tunel został zamknięty i zamaskowany, zaś wagony z tajemniczą zawartością, być może skarbami albo bezcennymi surowcami, nadal czekają na odkrywców. Żeby przekonać świat do swojej teorii, były górnik zbudował specjalną makietę z torami, tunelem i jeżdżącym pociągiem. Tadeusz Słowikowski, starszy pan, gdy idzie w teren, zamienia się w żwawego chłopca. Kolejowej tajemnicy poświęcił pół życia i gdy zawiodły wszelkie środki – pisma do urzędów, petycje i prośby – sam chwycił za łopatę i wraz z kolegą, policjantem Andrzejem Gaikiem, zabrali się za rozkopywanie nasypu. Pracowali przez kilka sezonów. Potem w sprawę wmieszali się kolejni poszukiwacze, usiłując znaleźć wlot do tunelu w innej części trakcji. Prywatny sponsor dał pieniądze na wynajęcie koparki. Nowej ekipie brak było dokładności Słowikowskiego. Kilka lat później okazało się, że mylnie zinterpretowali dźwięk detektorów i kopali w pobliżu rury z gazem... A może to Słowikowski dobrze określił miejsce? Skarby, które przyprawiają poszukiwaczy o przyspieszone bicie serca, wśród archeologów i konserwatorów nie wywołują szczególnych emocji. Mimo to hobbyści i zawodowcy stoją po przeciwnych stronach barykady. – Na poszukiwania z wykrywaczem potrzebne są dwie zgody: właściciela terenu, na którym prowadzi się poszukiwania, oraz konserwatora zabytków. Tymczasem rzadko zabiega się o takie zezwolenia – tłumaczy dr Maciej Trzciński, archeolog i prawnik z Uniwersytetu Wrocławskiego, który zajął się opracowaniem problematyki dotyczącej przestępczości przeciwko zabytkom archeologicznym. – Zgodnie z ustawą wszystko, co znajduje się pod powierzchnią ziemi, jest własnością Skarbu Państwa. W ten sposób zarówno średniowieczny miecz, jak i łyżeczka znaleziona na polu są w świetle prawa zabytkami. Ich odnalezienie powinno być więc zgłoszone odpowiednim służbom, ale tak naprawdę kogo obchodzi powojenna łyżeczka?Każdy eksplorator ma wykrywacz metalu i niemal żaden nie zważa na pozwolenia. Oficjalnie zapytany o to, co znalazł, zawsze odpowiada tak samo: szukam, szukam i nic. Przynajmniej ośmiu na dziesięciu kłamie. Albo opowiada, że tylko słyszało o tym, że ktoś właśnie coś znalazł. Że, na przykład, ekipa spod Bolesławca miała szczęście. Po prostu wybrali się na łąki dawnej hrabiowskiej rezydencji i sprawdzali teren wokół drzew. Piii, piii, jest! Słoik z zegarkami, kilkanaście monet, pierścionki. Podzielili się skarbem między sobą. Dwa lata temu w twierdzy w Srebrnej Górze wykopano skrzynię z dokumentami. Nie wiadomo, dokąd trafiły. W ziemiance na polu koło Wrocławia poszukiwacze znaleźli trzy zakonserwowane niemieckie motocykle. Prawdopodobnie powiększyły zachodnią kolekcję. Nikt, absolutnie nikt, nie słyszał o skrytce z czasów II wojny światowej na Dolnym Śląsku, z której od kilku miesięcy wypływają obrazy.– Źle skonstruowane polskie prawo zepchnęło poszukiwania do podziemia. Ze stratą dla wszystkich, bo wśród hobbystów są też profesjonaliści pracujący na zlecenie – twierdzi dr Trzciński. – Nikt w Polsce nie prowadzi zbiorczej statystyki, nikt nie wie, co nam zostało ukradzione. O takich sprawach dowiadujemy się przypadkiem. Tylko w zeszłym roku odnotowano 2 247 przestępstw przeciwko zabytkom: kradzieże, kradzieże z włamaniem, paserstwa. Niestety, policyjne statystyki najczęściej dotyczą zabytków sztuki sakralnej bądź zabytków znajdujących się w muzeach i prywatnych kolekcjach. Wciąż nie wiemy, jaka jest realna skala przestępczości przeciwko zabytkom archeologicznym. Co innego włamać się do muzeum, a co innego przekopać porzucony na zachodnich aukcjach można obserwować miecze z Polski, fragmenty zbroi. Nawet w złym stanie, zniszczone i przerdzewiałe osiągają wysokie ceny. W jednym tylko internetowym serwisie aukcyjnym w ciągu dwóch miesięcy sprzedano takich przedmiotów za 120 tys. złotych!– Nam nie chodzi o zysk. Prawo zapewnia jakąś minimalną nagrodę odkrywcy i dyplom. Jakbym chciał nagrodę, to bym sprzedał, co znalazłem, a jakbym chciał dyplom, to bym sam sobie wydrukował. A ja chciałbym tabliczkę w muzeum, że to moje znalezisko, że doceniono moją pasję – przekonuje Rafał Kruk. – Gdyby zabrakło poszukiwań, takich małych skarbów, to życie wielu z nas po prostu straciłoby ze Środy Śląskiej Wartość samej tylko biżuterii znalezionej w Środzie Śląskiej wyceniona została na 50 mln dolarów! A to i tak tylko część skarbu, na który 24 maja 1988 r. natrafili pracownicy budowlani. – Do wykopu rzucił się każdy, kto był w pobliżu, kilkadziesiąt osób – wspomina Sebastian, wówczas uczeń miejscowej szkoły. – Jeden drugiemu wydzierał monety z rąk. Ludzie pakowali je do odzyskała sporo: osiem segmentów korony (poniżej), kilka sztuk biżuterii, 3 924 monety srebrne (z prawej) i 39 złotych. Kilka lat później odzyskano jeszcze dwa orzełki z korony i nieco kosztowności. Ale świadkowie zdarzeń z 1988 r. opowiadają o złotym pasie podobnym do sędziowskiego, z oczkami z drogich kamieni wielkości fasoli, o mieczu, broszach, pierścieniach. Wszystko to zniknęło.
Serwisy udostępniające pliki wideo do oglądania nie pozwalają na ich zapisywanie na dysku. Wyświetlany klip jednak i tak pozostaje, ukryty, w twoim komputerze. Wystarczy go odnaleźć, a to wcale nie jest trudne. Filmiki z popularnych serwisów YouTube czy Wrzuta, mimo że są plikami strumieniowymi, za każdym razem, kiedy je oglądasz, są pobierane na dysk twojego komputera. Nie są jednak widoczne dla zwykłego użytkownika. Są przechowywane jako pliki tymczasowe w katalogach systemowych. Wystarczy zatem poznać lokalizację tych katalogów, by można było te pliki stamtąd wyciągać. Zadanie, choć na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowane, jest dość proste, zwłaszcza w przeglądarce Internet Explorer. Nieco trudniej jest w Operze, w której przechowywane pliki nie mają rozszerzeń. Mimo to przy odrobinie wiedzy będziesz mógł odnaleźć poukrywane filmy i zapisać je w wygodnym dla ciebie miejscu. Dla ułatwienia zadania będziesz dodatkowo potrzebował menedżera plików, takiego jak np. Total Commander, oraz uniwersalnej przeglądarki plików graficznych, np. Irfan- View. W artykule podajemy sposób rozpoznawania, a następnie przegrywania filmów przeglądanych w internecie. Przygotowanie programu do wyszukiwania plików wideo Zanim zabierzesz się do wyciągania filmów z katalogów tymczasowych, musisz zainstalować program Total Commander oraz IrfanView wraz z całym pakietem pluginów do niego. Bez tego pierwszego nie dostaniesz się do ukrytego katalogu tymczasowego, nawet po zmodyfikowaniu parametrów wyświetlania w Eksploratorze Windows. Jednak, aby te foldery były także widoczne w menedżerze plików, należy zmodyfikować jego ustawienia. Zainstaluj, a następnie uruchom program Total Commander, klikając dwukrotnie jego ikonę Total Commander. W otwartym oknie kliknij cyfrę, jaka się wyświetli w podpowiedzi, a program się uruchomi. Przejdź do menu Konfiguracja i wybierz Opcje.... W otwartym oknie przejdź do zakładki Wyświetlanie i zaznacz funkcję Pokaż pliki ukryte/systemowe. Następnie kliknij przycisk OK. Teraz kliknij kolumnę Wielkość, tak by strzałka była skierowana w dół . Wszystkie pliki będą sortowane z uwzględnieniem ich wielkości, od największego do najmniejszego. Teraz znajdowanie plików wideo będzie łatwiejsze.
ukryte skarby w domach poniemieckich